Przepowiednia księżyca (38). Młodziutka królowa - Frid Ingulstad - ebook

Przepowiednia księżyca (38). Młodziutka królowa ebook

Frid Ingulstad

0,0

Opis

 

[PK] 

Ingebjorg obawia się, że Alv nie czuje się dobrze jako paź w Akersborg i szuka okazji, by odwiedzić syna. Pogłoski na temat zastępcy ochmistrza wzbudzają jej głęboki niepokój. Nawet Folke zaczyna się martwić. Tymczasem król Hakon oczekuje na przybycie młodziutkiej królowej, nie przeszkadza mu to jednak zapłonąć znów namiętnością do Ingebjorg, swej pierwszej miłości. 

 

Cykl: Przepowiednia księżyca, t. 38 

 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. 
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych. 

 

Książka dostępna w zasobach: 
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu (5)

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 222

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przepowiednia księżyca tom 38

Frid Ingulstad

Młodziutka królowa

Przekład

Lucyna Chomicz-Dąbrowska

Tytuł oryginału norweskiego: Barnebruden

Ilustracje na okładce: Eline Myklebust

Projekt okładki: Tadeusz Szlaużys

Redakcja i korekta: BAP-PRESS

Copyright © 2008 by N.W. DAMM & S0N A.S, OSLO

Copyright this edition: © 2011 by BAP-PRESS

Published by agreement with CAPPELEN DAMM AS All Rights Reserved

Wydawca:

Ringier Axel Springer Polska Sp. z o.o.

02-672 Warszawa

ul. Domaniewska 52

www.ringieraxelspringer.pl

ISBN 978-83-7558-764-7

ISBN 978-83-7558-909-2

oraz

BAP-PRESS

05-420 Józefów

ul. Godebskiego 33

www.bappress.com.pl

ISBN 978-83-7602-133-1

ISBN 978-83-7602-186-7

Informacje o książkach z serii „Przepowiednia księżyca”:

Infolinia: 0 801 000 869

Internet: www.fakt.literia.pl

Skład: BAP-PRESS

Druk: CPI, Niemcy

GALERIA POSTACI

Ingebjorg Olavsdatter Folke Bärdsson

Bärd Axelsson

Pani Ulrika

Gaute

Alv

Elin

Bard

Munan

Bergtor Mässon

Torolv

Pani Bothild

Król Hakon

Król Magnus

Królowa Blanka

Simon Isleifsson

Ingerid

Olav

Asa

Ellisiv

Rikissa Gerhardsdotter -Pan Gerhard i pani Cecilia -Emund Peter Audunsson -Erling Bernward Heinrich von Fulda

dziedziczka dworu w Dal w parafii Eidsvoll szwedzki rycerz, mąż Ingebjorg ojciec Folkego matka Folkego

przyrodni brat Folkego, syn Barda z nieprawego łoża

syn Ingebjorg i Turego córka Ingebjorg i Folkego syn Ingebjorg i Folkego najmłodszy syn Ingebjorg i Folkego były narzeczony Ingebjorg prawomocny syn Bergtora żona byłego ochmistrza król Norwegii i Szwecji ojciec Hakona

królowa Szwecji, zarządza dystryktem Tunsberg

zarządca w Ssemundgard

służąca Ingebjorg, żona Simona przybrany syn Ingerid i Simona zaufana służąca Ingebjorg, chrzestna Elin córeczka Asy, nieślubne dziecko Turego młoda szlachcianka

rodzice Rikissy

osobisty lekarz króla, drugi mąż Asy pierworodny syn Ingebjorg

prawny opiekun Erlinga

W poprzednim tomie...

Gaute zostaje pojmany i uwięziony przez ojca Ri-kissy, pana Gerharda. Upoiwszy Gautego mocnym trunkiem, doprowadza on do ślubu ze swą córką. Fol-ke na widok opuszczającego posiadłość pastora, nabiera podejrzeń i sprowadza zbrojnych, ale pan Gerhard wszystkiemu zaprzecza. We dworze pana Barda panuje smutek i zawód, wszyscy sądzą bowiem, że Gaute nie żyje. Tymczasem ten zaprzyjaźnia się z Rikissą, która przyznaj e się do oszustwa. Kocha bowiem mężczyznę, którego nigdy nie dostanie, i to jego dziecko nosi pod sercem. Gaute i Rikissa postanawiają razem zbiec. Podczas ucieczki przez podziemny korytarz, zaczyna się poród. Na szczęście udaje im się dotrzeć do dworu pana Barda, gdzie Rikissa wydaje na świat syna.

W styczniu 1360 roku Ingebjorg rodzi swoje piąte dziecko, syna Munana, a miesiąc później Jorid rodzi syna, Birgera. Krótko po tym na Folkego rzuca się z pazurami kocur. Oka nie da się uratować. Dopiero latem 1362 roku Ingebjorg, Folke i dzieci mogą w końcu wyruszyć z powrotem do Ssemundgard. Zamierzają odwiedzić po drodze Bergtora w Oslo, a potem w Akersborg zostawić Alva na wychowanie. Tyra znów przebywa w klasztorze, a Torolv trafił do dworu Aker, gdzie nowy gospodarz uczy go i wychowuje na mężnego woja.

W Akersborg Ingebjorg spotyka pokojową Kirsten. Kiedy ta dowiaduje się, że Alv ma zostać na zamku pod opieką człowieka, który zastępuje ochmistrza, wydaje z siebie przerażony okrzyk. Ingebjorg próbuje się dowiedzieć, dlaczego tak się zdenerwowała, ale Kir-sten odpowiada tylko: „Przysięgłam na Najświętszą Panienkę, że nikomu o tym nie powiem!”

Rozdział 1

Ingebjorg nie spuszczała wzroku z Kirsten i czuła przenikający ją strach.

-Jak to nie możesz powiedzieć? Przecież tu chodzi o mojego syna! Nie zostawię go w Akersborg, jeśli człowiek, który ma się zająć jego nauką i wychowaniem, nie jest godny zaufania.

Kirsten tylko pokręciła głową, a z oczu popłynęły jej łzy.

- Ochmistrz królewski, Ogmund Finnsson, przybędzie na jesieni, pani Ingebjorg. Może już na świętego Klemensa. Svale Krakesson tylko go zastępuje.

- Do świętego Klemensa daleko, Kirsten. Przez ten czas wydarzyć się może wiele złego. Musisz mi powiedzieć, o co chodzi, bo inaczej nie będę mogła Alva zostawić tu samego.

Nagle otworzyły się drzwi do Wieży Śmiałków. Na widok wyłaniającej się z mroku postaci pokojowa jęknęła i odeszła pośpiesznie.

Ingebjorg spojrzała na nieznajomego, sądząc, że to Svale Krakesson. Ten jednak nie podszedł do niej i się nie przywitał, lecz ku jej zdumieniu cofnął się. Po chwili zza drzwi doleciały ją podniesione głosy.

Zdziwiła się, że Folke i Alv tak długo nie wychodzą. Munan, Bard i Elin tymczasem bawili się beztrosko na słońcu, nie zwracając uwagi na maszerujących co i rusz przez dziedziniec strażników w pełnej zbroi. Dzieci przywykły do straży w majątku pana Barda, widywały też załogę w twierdzy Varberg.

Akersborg wyglądało tak samo jak za czasów, gdy tu mieszkała, mimo to poczuła się obco. Oprócz pokojowej Kirsten, chyba nikogo więcej tu nie zna, przynajmniej teraz, gdy król Hakon ze swą drużyną opuścił twierdzę. Nie miała pojęcia, gdzie król obecnie przebywa. Odkąd został także królem Szwecji, dzielił swój czas pomiędzy oba kraje. A może pojechał do swojej matki, do Tunsberg?

Pożałowała nagle, że nie zdecydowali się płynąć statkiem. Mogliby wówczas po drodze zawinąć do portu Tunsberg. Zwłaszcza, że krążyły pogłoski, iż zarówno królowa Blanka, jak i pani Bothild, mocno podupadły na zdrowiu i nie wiadomo, jak długo jeszcze pozostaną przy życiu.

Ingebjorg wciąż myślała o tym, co powiedziała Kirsten. Jeśli z tym Svalem Krakessonem coś jest nie tak, nie mogę tu zostawić Alva samego, powtarzała w duchu. Przechadzała się niespokojnie w tę i z powrotem, po czym znów skierowała się w stronę głównego wejścia.

Wreszcie usłyszała odgłos kroków dolatujący zza drzwi, a gdy się otworzyły, wyszedł z nich Folke. Sam.

- Gdzie Alv?

-Już go przekazałem pod opiekę Svalemu Krakessonowi - Muszę się jeszcze pożegnać z moim synem.

-Już to uczyniłaś, Ingebjorg - rzekł Folke z uśmiechem.

- Nie, nie pożegnałam się z nim należycie. Zamierzałam udzielić mu jeszcze paru rad.

- Miałaś na to dość czasu w podróży lub u Bergtora w Belgen.

- Nie chciałam go niepotrzebnie niepokoić. Wydawało mi się, że nie ma takiego pośpiechu.

Folke odwrócił się w stronę dzieci i zawołał:

- Bard, Elin, Munan, jedziemy!

Ingebjorg czuła, że ogarnia ją strach.

- Jak to? Dlaczego odjeżdżamy tak szybko? Myśla-łam, że zostaniemy tu trochę.

- Alvowi nie pomożesz, urządzając łzawe sceny przy pożegnaniu. Przyjechał tu po to, by z chłopca przemienić się w mężczyznę. Poza tym Svale Krakesson postanowił od razu rozpocząć z Alvern pierwszą lekcję.

Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Zawołała:

- Domagam się mimo to, by się z nim pożegnać!

Ale Folke ruszył w kierunku Ciemnego Korytarza, rzucając spokojnie lecz stanowczo:

- Chodź, Ingebjorg! Musimy zajechać po drodze do dworu Aker i być może zabrać stamtąd Torolva. Obiecaliśmy też zajrzeć jeszcze do Bergtora, nim skierujemy się do Ssemundgard.

Dogoniła go i chwyciwszy za ramię, powtórzyła:

- Chcę porozmawiać z Alvern, zanim stąd odjadę! To jeszcze dziecko, Folke. Muszę mu powiedzieć, że jeśli mu się tu nie spodoba, nie musi tu zostać. Zależy mi, by o tym wiedział.

Folke odwrócił się do niej ze słowami:

- O czym ty w ogóle mówisz? Nie musi tu zostać, jeśli mu się nie spodoba? Alv nie jest już małym dzieckiem, Ingebjorg. Olaf Haraldsson w jego wieku rzucał oszczepem lepiej niż inni i potrafił też strzelać z łuku. Kiedy miał dwanaście lat wyruszył własną łodzią jako hovding.

- Ale to się działo przed trzema wiekami! Od tamtej pory wiele się zmieniło.

Folke pogłaskał ją po policzku i odparł:

- Rozumiem, że niechętnie wypuszczasz Alva spod swych skrzydeł. Wiele matek odczuwa podobny niepokój, ale takie jest życie. Musisz to jakoś znieść. Na szczęście kiedy wrócimy do Saemundgärd, nie będziesz miała za dużo czasu, by o tym myśleć.

Próbowała go zatrzymać, zła że Folke niczego nie rozumie. Strach obudził w niej gniew.

- To mój syn! Nie wyjadę stąd, póki z nim nie porozmawiam.

- Rozmawiałaś z nim. Chcesz wpaść znienacka, podczas gdy Svale Krakesson udziela Alvowi pierwszej lekcji? Nie spodoba mu się to. Niepotrzebnie się obawiasz. Odniosłem wrażenie, że to dobry i przyjazny człowiek.

Ingebjorg z . niechęcią podążyła za mężem i dziećmi do Ciemnego Korytarza. Przypomniawszy sobie nagle, co ją w tym miejscu kiedyś spotkało, ciarki jej przeszły po plecach. Czy Alvowi też może się przydarzyć coś równie okropnego?

Gdy znów wyszli na słońce, chwyciła Folkego za ramię i przemówiła do męża błagalnym tonem:

- Posłuchaj mnie, proszę! Spotkałam pokojową Kir-sten. Przeraziła się, gdy usłyszała, że Alv trafi pod opiekę Svalego Krakessona i że to on ma się zająć jego nauką i wychowaniem. Pytałam dlaczego, ale ona ze łzami w oczach tłumaczyła, że przysięgła na Najświętszą Panienkę, iż nikomu tego nie wyjawi.

Folke odwrócił się do niej rozdrażniony.

- Nie słuchaj tego, co plecie jakaś leciwa pokojowa. Wystarczająco długo przebywałaś na dworach królewskich, by wiedzieć, że służba uwielbia plotkować o swych chlebodawcach.

- Bardzo polubiłam Kirsten. Kiedy tu mieszkałam, była mi wielce pomocna. Nigdy nie odniosłam wrażenia, że rozpowiada plotki.

Odwrócił się od niej i szedł dalej.

- Wiesz, że nie należy słuchać tego, co opowiadają giermkowie i służące o swych panach i ich żonach. Przemawia przez nich zazdrość! Wychowali się w nędzy i doświadczyli biedy na własnej skórze, trudno więc pogodzić im się z tym, że inni opływają w dostatki. Svale Krakesson to człowiek bardzo zamożny i władczy. Być może niektórzy odnoszą wrażenie, że traktuje wszystkich z góry. Wobec służby bywa zapewne surowy i oczekuje, by inni pracowali z takim poświęceniem jak on sam. Nie wszyscy są jednak równie wytrzymali i silni.

Ingebjorg nie odpowiedziała. Poglądy mężczyzn i kobiet na temat wychowania dzieci różnią się zasadniczo. Nie pierwszy raz rozmawiała z Folkem o kształceniu Alva i nie po raz pierwszy mieli odmienne zdania. Za każdym razem, gdy udało jej się oddalić w czasie decyzję o wysłaniu syna na wychowanie, odczuwała ulgę.

Zawahała się jednak. Czy Folke ma rację? Może nie powinna ufać zbytnio słowom podstarzałej Kirsten? To prawda, że na dworach królewskich wśród służby krążą najróżniejsze plotki i pomówienia.

W milczeniu skierowali konie w stronę dworu Aker. Przejeżdżając przez las, Ingebjorg jak zwykle rozglądała się czujnie na boki, obawiając się, że zza drzew wyskoczy znienacka jakiś dziki zwierz. Spłoszona niedźwiedzica z małymi atakuje bez wahania. Poza tym słyszała, że w tej odludnej okolicy grasuje sporo wilków. Elin siedziała bezpiecznie na końskim grzbiecie razem z Folkem, a Munana trzymał w ramionach Ivar. Ingebjorg uparła się, by mieć przy sobie Barda, ale teraz tego pożałowała. Mężczyzna jest silniejszy i łatwiej mu obronić siebie i dziecko zarówno przed dzikimi zwierzętami, jak i rozbójnikami.

Kiedy droga się rozszerzyła, Ingebjorg zrównała się z Folkem. Wołała nie rozmawiać o Alvie i Svalem Kra-kessonie przy innych, ale ciekawiło ją, czy mąż się dowiedział, gdzie obecnie przebywa król Hakon.

- Wspomniał coś o królach?

- Król Waldemar, póki co, jest panem sytuacji. Król Magnus i król Hakon sprzymierzyli się z hanzeatami, ale przybyli za późno na umówione miejsce nad 0re-sund. Król Waldemar ich ubiegł i rozbił hanzeatów.

- Do czego to doprowadzi? - Ingebjorg posłała mu pytające spojrzenie.

- Jak wiesz, jedyny żyjący syn króla Waldemara został śmiertelnie ranny podczas bitwy. Jeśli umrze, król Waldemar pozostanie bez następcy tronu. Podobno rozpoczął tajne rokowania z królem Magnusem i królem Hakonem, by mimo wszystko doprowadzić do małżeństwa między Hakonem i Małgorzatą.

- Ale przecież król Magnus przyrzekł już syna Elżbiecie, siostrze grafa Henryka z Holsztynu. Hanzeaci poczują się zagrożeni o swoje interesy handlowe.

Folke pokiwał głową.

- Tak, można się spodziewać rozruchów. Nikt nie wierzy królowi Waldemarowi. Wątpliwe, by tu na Północy ktoś życzył sobie, aby to on był władcą wszystkich trzech państw.

Ingebjorg pokręciła głową.

- Biedne te królewskie córki! Kręcą nimi na prawo i lewo.

Folke uśmiechnął się.

- Ciesz się, że nie jesteś córką króla, Ingebjorg, bo ryzykowałabyś, że wyślą cię gdzieś do dalekiego kraju, by twój ojciec zyskał sojusznika.

Ingebjorg tylko się uśmiechnęła.

- Zapewne odmówiłabym. Zwłaszcza, gdybym odkryła, że mogę dostać na męża ciebie.

Zbliżali się do dworu Aker. Ingebjorg podtrzymywała rozmowę, żeby nie myśleć o Alvie, choć jej niepokój nie ustąpił. Czy teraz płacze? Może widział przez okno, jak odjeżdżają, i pragnął pobiec za nimi, by błagać, aby go zabrali ze sobą do Saemundgard?

- Nie zdziwiło cię, że Bergtor nie odpowiedział, gdy zaproponowałam, że Torolv mógłby jechać z nami do Saemundgard? Przecież wcześniej chciał, byś zajął się wychowaniem i nauką jego syna. Nawet zawarliście umowę. Pamiętam, że byliście zgodni co do tego i uścisnęliście sobie dłonie. Gdybyśmy pozostali w Norwegii, nie zwróciłby się nawet z taką prośbą do gospodarza dworu Aker.

Folke pokiwał głową.

- Rzeczywiście, wydaj e mi się to dziwne. Odniosłem nawet wrażenie, że pozostawił nam decyzję o tym, czy zabrać chłopca z Aker? A przecież to nie my winniśmy o tym decydować.

- Spróbujemy się dowiedzieć od Torolva, co by wołał.

Folke zmarszczył czoło.

- Dziecko nie może samo decydować. Doprawdy masz dziwne podejście, jeśli chodzi o wychowanie synów możnych panów.

- Teraz znów mówisz „dziecko”. A na zamku nazwałeś Alva młodzieńcem. A przecież on jest młodszy o pół roku od Torolva.

Folke popatrzył na nią i westchnął:

- Chyba rozumiesz, że musiałem się posłuchać Svale Krakessona, by go nie urazić. Niebawem do Akersborg wróci Ogmund Finnsson i przejmie opiekę nad Alvern. Wydaje mi się, że nie wolno nam było przepuścić tej nadzwyczajnej okazji.

- A więc to nie ty, ale Svale Krakesson zadecydował, że nie porozmawiałam z synem przed wyjazdem?

Folke pokiwał głową.

- Zazwyczaj odbywa się to w taki sposób. Dla Alva tak było lepiej.

Ingebjorg znów się z nim zrównała i zapytała:

- Ale pomyśl, jeśli pokojowa Kirsten miała rację? Ona wie o zastępcy ochmistrza coś, czego nie chciała powiedzieć.

- Nie sądzę. - Folke pokręcił głową. - Jak już mówiłem, odniosłem wrażenie, że to przyjazny człowiek. Spodobał mi się. O, widzę Torolva - dodał pośpiesznie i pogalopował.

Ingebjorg podążyła za nim, zawiedziona, że Folke nie rozumie jej obaw.

Dla niego to była sprawa honoru. Ona nie wyjechałaby, zanim by się nie spotkała z nowym opiekunem Alva. Gdyby nabrała podejrzeń, że coś jest z nim nie tak, zabrałaby stamtąd Alva, nie zważając, że Svale Krakesson poczuje się urażony. Bo w końcu co on ją obchodzi? Nie muszą się z nim zadawać. Nie należą wszak do tego samego kręgu towarzyskiego.

Kiedy wjeżdżali na dziedziniec, jakiś starszy mężczyzna uczył właśnie Torolva rzucać oszczepem. To-rolvowi rzut się nie udał, więc jego nauczyciel wymierzył mu policzek. W tej samej chwili musiał usłyszeć, że ktoś podjechał, bo podniósł wzrok, a na jego twarzy odmalowało się poirytowanie.

Folke zsiadł z konia i z uśmiechem ruszył na spotkanie. Ingebjorg czekała z boku, nie spuszczając wzroku z Torolva. Uznała, że będzie lepiej, jeśli mężczyźni załatwią wszystko między sobą. Spodziewała się, że chłopiec przybiegnie do niej, ale on się nawet nie poruszył. Daremnie próbowała uchwycić jego spojrzenie.

Po chwili Folke wrócił i oznajmił:

- Torolv zostaje.

- Woli tu zostać, niż jechać z nami? - zapytała zdumiona.

Folke pokiwał głową.

- Podobno tak uzgodnili z Bergtorem.

- Pytam się, czy on sam woli zostać?

- Torolv nie ma tu nic do powiedzenia.

- Ale Bergtor nie protestował, gdy zaproponowałam, że zabierzemy chłopca do Saemundgard. To prawda, że nie odpowiedział wprost, ale równie dobrze może to oznaczać, że się zgodził.

- Nie ma o czym mówić, Ingebjorg. Torolv tutaj zostaje.

Zsunęła się z końskiego grzbietu i oświadczyła:

- W takim razie przynajmniej się z nim przywitam. Nie widziałam go od naszego wyjazdu do Szwecji.

I nie czekając na odpowiedź męża, ruszyła w kierunku chłopca i jego opiekuna. Mężczyzna nakazał Torolvowi rzucić jeszcze raz oszczepem.

- Torolv? - zawołała, starając się, by jej głos za-brzmiał wesoło.

Obaj odwrócili się do niej równocześnie. Zauważyła, że chłopiec chciał podbiec do niej, ale ostre upomnienie opiekuna go powstrzymało.

Uniosła dół spódnicy i podeszła bliżej. Ukłoniła się dwornie gospodarzowi, który od śmierci Torsteina Svarte zarządzał dworem Aker. Dwór ten stanowił własność klasztoru Nonneseter.

Przywitawszy się z nieznajomym, Ingebjorg zwróciła się do chłopca:

- Jak dobrze cię znów widzieć, Torolv. Możesz jechać z nami do Saemundgard, jeśli chcesz. Dwór nareszcie został odbudowany po pożarze. - Zauważyła, że zarządca otworzył usta, by zaprotestować, więc uprzedziła go, dodając pośpiesznie: - Torolv mieszkał u nas, ale kiedy uciekaliśmy do Szwecji przed zbliżającą się dżumą, Bergtor Masson chciał, by syn wrócił do domu. Przez cały czas liczyliśmy na to, że Torolv znów u nas zamieszka. Zarówno mój mąż, dzieci i ja bardzo się na to cieszyliśmy.

- Podjąłem się wychować i wyuczyć chłopaka na prośbę Bergtora Massona - odparł mężczyzna odpychającym tonem.

Nie zważając na to, uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Owszem, mój opiekun wspominał o tym. Cieszę się, że mogliście się nim zająć do naszego powrotu.

- Bergtor Masson nic nie mówił, że mam się chłopakiem zajmować tymczasowo.

- Przyjechałby tu z nami, ale dotkliwy ból w plecach przykuł go do łoża. Obiecaliśmy mu zajechać tutaj po drodze z królewskiego dworu. Niech Torolv sam zdecyduje, czy chce pojechać z nami, czy zostanie tutaj.

Popatrzyła chłopcu prosto w oczy i powiedziała:

- Poznaję, że chętnie pojedziesz z nami, prawda, Torolv?

Torolv umknął spojrzeniem zalękniony.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

- Nie odpowiada, by pani nie urazić. Zostanie tutaj, widzę to po nim.

Usłyszała za plecami kroki Folkego.

Zarządca zwrócił wzrok ku niemu, a na jego twarzy znów zagościł nieszczery uśmiech.

- Pańska żona jest nadmiernie opiekuńcza, jak widzę, panie Folke. Ale Torolv nie jest już oseskiem. Skończy niebawem dziewięć lat. Staram się uczynić z niego mężczyznę. Trudne to zadanie, bo przebywał stanowczo za dużo pośród kobiet.

Ingebjorg odwróciła się i zauważyła, że Folke kiwa głową.

- Chodź, Ingebjorg. Widzisz, że Torolv chce tu zostać - rzekł, ujmując ją za ramię.

Odwróciła się i znów napotkała spojrzenie chłopca, który nieznacznie pokręcił głową. Nie była do końca pewna, czy dobrze widzi, mimo to podjęła decyzję.

- Torolv pojedzie z nami do Belgen. Bergtor chciał się z nim zobaczyć. Przywieziemy go z powrotem, gdy ruszymy w dalszą drogę do Ssemundgard. - Odwróciła się i nim Folke zdążył zaprotestować, dodała: - Bergtor prosił mnie o to, nim odjechaliśmy.

Skłamała, ale był to jedyny sposób, by ratować Torolva.

Skinąwszy lekko w stronę gospodarza, zwróciła się do chłopca:

- Możesz wsiąść na konia razem z Margret.

Gdy tylko znaleźli się w lesie, Folke odwrócił się do niej i rzekł z powątpiewaniem:

- Nie słyszałem, by Bergtor powiedział coś, że chce się zobaczyć z Torolvem.

- Nie słyszałeś? Pewnie byłeś zajęty w tym czasie czymś innym.

- Teraz to już na pewno wyruszymy z opóźnieniem do Saemundgard i będziemy musieli nocować w którymś z zajazdów, których tak nie lubisz.

- Nic na to nie poradzimy. Skoro Bergtor nie jest sam w stanie pojechać konno do dworu Aker, to uważam, że nie możemy mu odmówić możliwości spotkania z synem. Gospodarz sam by raczej na to nie przystał.

- Nie odniosłem takiego wrażenia. Wydał mi się dobrym i doświadczonym opiekunem.

- Mężczyźni i kobiety postrzegają inaczej. Ty widziałeś, z jaką zaciętością uczył chłopca rzucać oszczepem, ja zaś przyjrzałam się jego oczom.

- I co takiego w nich ujrzałaś?

- Mężczyznę stanowczego, który nie znosi sprzeciwu. Poza tym zauważyłam, że nie lubi dzieci.

Folke ze śmiechem pokręcił głową.

- Wydaje mi się, że powinnaś urodzić jeszcze jedną córkę, Ingebjorg. Masz w sobie tyle miłości, że starczy, by obdarzyć nią więcej dzieci niż te, które już masz. Poza tym przyda ci się ktoś, kim mogłabyś się zajmować, gdy twoi synowie zostaną wysłani na nauki.

Ingebjorg nie zawtórowała mu śmiechem. Myślała o Alvie. Dlaczego pokojowa Kirsten tak gwałtownie zareagowała? Co wiedziała? I dlaczego poprzysięgła nikomu o tym nie mówić?

Rozdział 2

Zatrzymali się przed klasztorem, ale do funplnge-bjorg podeszła sama i zapukała. <

Dziwne było znów znaleźć się w tym miejscu. Berg-tor wspominał, że pani Sigrid jeszcze żyje i cieszy się dobrym zdrowiem. Jakby za sprawą cudu nie zaraziła się dżumą, mimo że ofiarami zarazy stało się wiele zakonnic. Ingebjorg uśmiechnęła się, przypominając sobie słowa Bergtora: „Myślę, że Bóg zrozumiał, iż bez tej opatki o dobrym sercu nie poradzi sobie ani klasztor Nonneseter ani miasto”.

Ze środka dc <<;-ł odgłos kroków i w uchylonej furcie ukazała się } xaś nieznajoma twarz.

Ingebjorg wyjaśniła, kim jest i poprosiła o rozmowę z matką przełożoną.

Mniszka zniknęła. Ingebjorg odwróciła się w stronę jeźdźców i zauważyła, że Folke się niecierpliwi. Wołałby pojechać prosto miasta, a Tyrę odwiedzić innym razem, Ingebjorg jednak nalegała ze względu na Bergtora, który leżał przecież przy Wy do łóżka i zamartwiał się o Tyrę i o Torolva. Wrb-t jtSe miała sposobność, by mu się odwdzięczyć za tej, , ,hle razy przychodził jej z pomocą.

Przeniosła wzrok na Torolva, ale chłopiec zauważywszy, że mu się przygląda, umknął spojrzeniem. Czyżby się lękał, że każę mu pójść przywitać się z Tyrą?

Wreszcie znów usłyszała kroki i po chwili otwarła się szeroko furta i ukazała się w niej promiennie uśmiechnięta pani Sigrid.

- Ingebjorg? - rzekła i wbrew klasztornej regule uściskała ją mocno. - Że też dane mi jest znów cię ujrzeć, moje dziecko! Nie wierzyłam w to. Jak ty się miewasz?

Ingebjorg uśmiechnęła się. Pani Sigrid nadal traktowała ją jak młodą, bezradną i zrozpaczoną nowiejuszkę, jaką była przed dziesięciu laty.

mnie wszystko dobrze, pani Sigrid. Pan obdarował mnie czworgiem zdrowych dzieci, poza mym pierw . jdnym, którego nie dane mi było zatrzymać. Właśnie wracam z Akersborg, gdzie zostawiłam mojego drugiego z kolei syna, którego ochmistrz zgodził się przyjąć na wychowanie.

- Taki zaszczyt! - odparła pani Sigrid z uśmiechem. - Pomyśleć tylko, zamieszka na królewskim dworze i będzie pobierał nauki u samego Ogmunda Finnsso-na. Słyszałam, że to dobry człowiek.

Ingebjorg przytaknęła. Pani Sigrid najwyraźniej nie orientowała się, kto go póki co zastępuje. Uznała, że

zrozumieniem, p<5

ię dowiedzieć, jaK^^mie-rów swojego przybranego iż Pan wkrótce ulituje się

nie ma sensu jej tego wyjaśniać.

- Jedziemy teraz do mojego przeoranego ojca Berg-tora Massona, do dworu Belgen, a jeszcze dziś zamierzamy wyruszyć w dalszą drogę do Sasmundgaf^Sn^ mam więc dużo czasu. Przyj adę kiedyś specjalnie, by porozmawiać dłużej.

w; wśiisż. nok’ ’

czy i        ęjbą do dwonĄ

wa nasza bieu.>aya^ w, ojca i przekaż r, , J /r^ nad nią. Nie jest; uobrze. Dręczą ją jakieś dziwne myśli, nie znajduje spokoju ani dniem ani nocą. Prześladują ją demony, często krzyczy przerażona.

- Aż tak z nią źle? Nie wiem w takim razie, czy powinnam pójść się z nią przywitać.

- Lepiej nie. Czy to nie syn Bergtora Massona siedzi tam na koniu? - dodała, przystawiając dłoń do czoła i patrząc w jego stronę. - Biedne dziecko! Lepiej, by nie oglądał jej w tym stanie. Wprawdzie chyba nigdy nie traktował jej jak matki, nawet kiedy na pokładzie statku uciekali przed dżumą, mimo to jednak może to być dla niego ciężkim przeżyciem.

- Też wołałabym mu tego zaoszczędzić. Bergtor oddał go na wychowanie do nowego gospodarza Aker, ale ja się zastanawiam, czy nie wziąć go ze sobą do Saemundgard.

- Uczyń tak, Ingebjorg. Pozwól, by dorastał bezpiecznie pośród miłujących go ludzi. Wojów mamy już dość!

Ingebjorg zerknęła przez ramię, by sprawdzić, czy Folke przysłuchuje się ich rozmowie, ale on coś tłumaczył Ivarowi zniecierpliwiony. Ucałowała więc matkę przełożoną i rzekła:

- Dziękuję, pani Sigrid. Dałaś mi siłę do walki. Zgadzam się z tobą, dość mamy wojów. Potrzebni nam teraz mężczyźni, którzy potrafią orać ziemię i postawią kraj na nogi. Ojciec opowiadał mi kiedyś o królu Olafie Kyrre, synu walecznego Haralda Pięknowłose-go. Olaf rządził Norwegią przez dwadzieścia siedem lat. Otrzymał przydomek Olaf Gospodarz, ponieważ wołał uprawiać ziemię niż prowadzić wojny. Za jego rządów ludziom dobrze się wiodło.

Pani Sigrid uśmiechnęła się.

- Nasz kraj potrzebuje kobiet takicK'uzić innp.oje dziecko! Kobiet obdarzony«1 ze względu na Ber^dzą. Niech Bóg cię błogosławi! *"/ do łóżka i zam?*

Ingebjorg dosiadła konia,miała sp£ąC nic Folke-mu. Postanowiła, że powtórce razYozmowę z panią Sigrid, kiedy będą sami.

Bergtor nie dał rady wstać z łóżka, bo bóle w krzyżu nasiliły się. Ingebjorg zauważyła jednak, jak się rozpromienił, ujrzawszy Torolva.

- Pozwolono wam go zabrać i tu przywieźć, by mógł się ze mną zobaczyć?

Ingebjorg zdziwiła się, że ojciec chłopca zadaje takie pytanie.

- Skłamałam opiekunowi Torolva - przyznała się i popatrzyła na Bergtora skruszona. - Powiedziałam, że o to prosiłeś.

Bergtor zaśmiał się cicho.

- Cała ty, Ingebjorg. Mało kto odważyłby się sprzeciwić nowemu gospodarzowi we dworze Aker.

- Sądzę, że Torolv powinien jechać z nami do Saemundgard. Zauważyłam, że boi się swojego opiekuna i nauczyciela. Zresztą sam go o to zapytaj. Jeśli oka-że się, że mam rację, to nie ma sensu odsyłać go z powrotem do Aker. Folke nauczy go równie dobrze rzucać oszczepem i strzelać z łuku. Simon zresztą też potrafi doskonale posługiwać się bronią.

Bergtor wpatrywał się w nią w milczeniu i nagle jego oczy napełniły się łzami.

- Dziękuję, Ingebjorg. Zabierz go ze sobą. Ufam tobie bardziej niż komukolwiek. Gdyby coś mi się stało, to będę przynajmniej spokojny, że mojemu synowi nie dzieje się krzywdą.

Ingebjorg odwróciła się do Torolva i zachęciła chłopca:

- Teraz, Torolv, możesz spokojnie powiedzieć, co naprawdę myślisz. Wiesz, że wraz z Folkem chętnie zabie-rzemy cię ze sobą do dworu, ale tylko wtedy, jeśli zechcesz.

Torolv, onieśmielony i niepewny, zbliżył się do łóżka Bergtora. Zerknął nerwowo w stronę drzwi, jakby się czegoś bał, a potem zwracając się do ojca, rzeki:

- Najchętniej pojechałbym do Saemundgard, ale jeśli miałyby cię spotkać z tego powodu jakieś kłopoty, ojcze, to wytrzymam w Aker.

Bergtor zapytał, marszcząc czoło:

- Wytrzymasz? Co chcesz przez to powiedzieć?

- Mój opiekun powtarza, że potrzeba surowej dyscypliny, by zostać dobrym wojownikiem. Jeśli nauczę się porządnie władać wszelką bronią, będę mógł się ubiegać o miejsce w drużynie królewskiej, gdy osiągnę odpowiedni wiek.

- A na czym polega ta surowa dyscyplina? - dopytywał się dalej Bergtor.

Torolv zerknął znów w stronę drzwi. Czyżby się bał, że opiekun przyjdzie go zabrać?

W tej samej chwili Ingebjorg dostrzegła na szyi chłopca czerwoną pręgę. Podeszła bliżej i zapytała:

- Uderzyłeś się, Torolv? Masz ranę na szyi.

Chłopiec poczerwieniał gwałtownie i zbladł, spoglądając znów nerwowo w stronę drzwi.

- Ściągnij bluzę i koszulę. Zobaczę, czy nie mogłabym tego jakoś opatrzyć.

Torolv nie poruszył się.

Bergtor ściągnął brwi i popatrzył na syna zdziwiony, po czym odezwał się:

- Zrób, o co cię prosi Ingebjorg, chłopcze.

Z wahaniem i wyraźnym strachem Torolv powoli ściągnął ubranie.

Zachowuje się tak, jakby czuł się winny, że zrobił coś złego, pomyślała Ingebjorg zdumiona. Aż jęknęła, gdy chłopiec rozebrał się do połowy i zobaczyła jego chude plecy pokryte czerwonymi pręgami.

Bergtor otworzył usta, oniemiały.

- Czy twój opiekun cię bił? - wydobyła wreszcie z siebie Ingebjorg.

Torolv spuścił głowę i czerwony ze wstydu wyznał:

- Nie byłem dość zręczny.

- To znaczy?

- Nie rzuciłem oszczepem tak daleko, jak oczekiwał tego ode mnie mój opiekun.

Ingebjorg zwróciła się do Bergtora ze słowami:

- Podtrzymuję to, co powiedziałam już wcześniej. Torolv powinien pojechać z nami do Saemundgard. Folke go nauczy, czego trzeba.

Bergtor wyraźnie się wahał i zerknąwszy na Folkego, spytał:

- A ty jak sądzisz?

- Wygląda na to, że dość niefortunnie wybrałeś opiekuna dla swego syna. Wiadomo, że czasem trzeba dzieciakowi złoić skórę, ale żeby katować chłopca, jak wskazują na to jego rany! Spieraliśmy się z Ingebjorg w sprawie dalszego wychowania Alva. Nie była zadowolona z tego, że zostawiliśmy go dziś w Akersborg. Wiesz, że to kobieta o czułym sercu - dodał żartobliwie, posyłając spojrzenie Ingebjorg. - Najchętniej trzymałaby naszych synów pod swymi opiekuńczymi skrzydłami, póki nie dorosną.

Bergtor odezwał się do niej z uśmiechem.

- Ingebjorg, ty, która dorastałaś pośród możnych, a pobierałaś nauki u ojca, powinnaś wszak wiedzieć lepiej.

- Zgodziłam się, żeby Alv został w Akersborg i nabrał tam potrzebnej ogłady i umiejętności - próbowała się bronić. - Ale przeraziłam się tym, co powiedziała mi pokojowa Kirsten.

- Chyba nie dajesz wiary plotkom roznoszonym przez służące, Ingebjorg - odezwał się Bergtor i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Zdecydowała się opowiedzieć Bergtorowi o całym zdarzeniu, nie zważając na to, że Folke uznał jej obawy za przesadzone.

- Ochmistrz Ogmund Finnsson przybędzie do Akersborg dopiero na świętego Klemensa. Póki co, zastępuje go niejaki Svale Krakesson. Pokojowa Kirsten słyszała o nim coś nieprzychylnego, ale nie mogła mi powiedzieć co, bo przysięgła na Najświętszą Panienkę, że nikomu tego nie wyjawi. Przeraziłam się.

- Niepotrzebnie! Przecież nie wiadomo, czy to w ogóle ma jakiś związek z Alvern. Może ten człowiek nadużył swego stanowiska, dopuścił się nieuczciwości i sięgnął do królewskiego skarbca albo posłał niewinnego człowieka na szubienicę. To może być cokolwiek.

Folke pokiwał głową i dodał:

- A najbardziej możliwe, że w ogóle nie uczynił nic złego, tylko biedacy zazdroszczą mu wysokiego stanowiska i fortuny, dlatego go szkalują. Rozmawiałem z nim. Wydał mi się rozważny, przyjazny i rozumny. Bez wahania zostawiłem Alva pod jego opieką.

- Słyszysz, Ingebjorg? Powinnaś zaufać swojemu mężowi - rzekł Bergtor, posyłając jej upominające spojrzenie.

Ingebjorg pokiwała głową i nagle się zawstydziła, że bardziej się przejmuje słowami starej służącej niż Fol-kego. Pośpiesznie zmieniła temat.

- To w takim razie zabieramy ze sobą Torolva, prawda?

Bergtor popatrzył na Torolva.

- A teraz zachowuj się jak przystało na młodzieńca i odpowiedz mi szczerze: Chcesz jechać do Saemund-gard?

Torolv pokiwał głową z powagą, po czym znów zerknął nerwowo ku drzwiom.

Na miejsce dotarli dopiero pod wieczór następnego dnia.

Ingebjorg zatrzymała się u stóp wzgórza, na którym był położony dwór, i popatrzyła w górę na raj swojego dzieciństwa. Budynki stały dokładnie tak jak kiedyś, a różniły się jedynie barwą. Nowe, drewniane bale złociły się w blasku zachodzącego słońca. Trawiaste zbocze porastały polne kwiaty we wszystkich kolorach tęczy: żółciły się jaskry, bodziszki mieniły fioletem, a bielą trybule. Łzy napłynęły jej do oczu ze wzruszenia. Najchętniej rzuciłaby się na ziemię i wy-buchnęła płaczem.

- Saemundgard... - powtarzała szeptem, pozwalając łzom płynąć po policzkach.

Folke, który jechał obok niej, uśmiechnął się ciepło. - Nareszcie, najdroższa, jesteśmy w domu!

Zwróciła ku niemu twarz i rzekła:

- Kocham cię, Folke, nade wszystko także i za to, że mówisz o powrocie do domu, pozostawiwszy dom, w którym sam dorastałeś. Nawet nie masz pojęcia, jaki to balsam na moje serce.

- Zapomnij my więc o naszym małym nieporozumieniu w mieście, zgoda?

Pokiwała z uśmiechem głową.

- Polegam bardziej na tobie niż na pokojowej Kirsten. Nie zostawiłbyś Alva, gdybyś miał choć cień wątpliwości, że będzie mu tam dobrze.

- Wiem, że myślałaś o nim przez całą drogę, ale teraz kiedy wróciłaś do domu, do ukochanego dworu twojego ojca, będziesz miała tyle zajęć, że odsuniesz na bok tęsknotę i troski. Ciesz się, że twój syn otrzymał taką wspaniałą możliwość. I pamiętaj, co powiedział twój przybrany ojciec. Wielu młodzieńców będzie mu zazdrościć. Syn gospodarza dworu nie zostanie przyjęty na nauki na królewski dwór, taką możliwość ma tylko młodzieniec szlachetnie urodzony.

Przytaknęła mu z uśmiechem.

- Otrzymał taką możliwość dzięki tobie.

Powiodła znów spojrzeniem w stronę dworu.

- Trudno wprost uwierzyć, że wróciliśmy! Cieszę się jak dziecko i nie mogę się doczekać, by zobaczyć nowe budynki. Popatrz, ktoś tam idzie - dodała szybko. - Zdaje się, że to Simon, Ingerid i dzieci.

Zsiadła z konia, oddała Barda pod opiekę Sofii i uniósłszy dół spódnicy, ruszyła biegiem na spotkanie przyjaciół. Elin i Torolv także zeskoczyli z koni i wyprzedzili Ingebjorg. Elin nie pamiętała wiele, bo kiedy opuszczali Saemundgard, była jeszcze mała, ale Torolv, który na powrót stał się sobą, wydawał się być przeszczęśliwy, że tu wrócił.

Teraz już Ingebjorg widziała wyraźnie. Ten duży chłopiec to zapewne Olav, biedne dziecko, które znalazła w Nidaros i myślała, że to mały Eirik. A dziewczynka, to na pewno Helene, córka Simona i Ingerid. Ma już pięć lat. Nie do wiary. Dzieci też przyśpieszyły kroku, najwyraźniej nie mogąc się doczekać spotkania.

Gdy się zrównali, Ingebjorg rzuciła się na szyję Ingerid, plącząc i śmiejąc się na przemian.

- Pomyśleć tylko, że znów was widzę. Tak się baliśmy, że zaraza dotrze tu do was.

Ingerid tuliła ją mocno, mówiąc:

- A my martwiliśmy się o was, kiedy doszły nas wieści, że dżuma dotarła aż do Hallandii.

Uwolniła się z jej objęć, i poczuła uścisk silnych ramion Simona, któremu ze wzruszenia głos uwiązł w gardle. Wreszcie rzekł ochryple:

- Spójrz na Helene, jaka już duża. A na jakiego dziarskiego i przystojnego młodzieńca wyrósł Olav!

Ingebjorg odparła, wpatrując się w chłopca:

- Gdyby ojciec nie powiedział, że to ty, nie poznałabym cię. Już nie jesteś dzieckiem, tylko młodzieńcem. Kiedy stąd wyjeżdżaliśmy, miałeś zaledwie cztery lata, a teraz masz już osiem. Poznajesz nas?

Olav pokiwał głową, przyglądając się im wszystkim po kolei.

- Poznaję panią, pani Ingebjorg, ale nikogo więcej.

Ingebjorg zaśmiała się.

- Nie mów do mnie „pani”! Dla mnie jesteś niemal jak moje własne dziecko. A że nie poznajesz Elin, to nie ma się co dziwić. Miała zaledwie dwa latka, gdy się rozstaliśmy. Może jednak przypominasz sobie To-rolva?

Olav zerknął speszony i pokiwał głową, choć nie wyglądało na to, że chłopcy się rozpoznali.

- Mam jeszcze jednego syna. Nazywa się Munan i urodził się dwa i pół roku temu.

Ingebjorg spoglądając to na Ingerid, to na Simona, wyjaśniała:

- Alva zostawiliśmy w Akersborg. Będzie tam pobierał nauki.

- Jak wam się to udało? - Simon aż uniósł brwi z wrażenia.

Ingerid natomiast zareagowała po kobiecemu:

- Och, jakie to przykre, że musieliście się z nim rozstać.

Tymczasem zbliżył się Folke. Zsiadł z konia, przywitał się serdecznie z Ingerid i Simonem. Przybiegł też Bard spocony i zziajany. Tyle słyszał o dworze, o Ingerid i Simonie, ale dla niego wszystko było nowe i obce.

Ingebjorg doznała ogromnego wzruszenia, ujrzawszy zadbany dwór. Simon okazał się bardzo zręcznym i gospodarnym zarządcą. Powiadomiony wcześniej przez posłańców o powrocie właścicieli sprowadził inwentarz z Sigurdsgard. Dwie krowy ze stada zdechły, ale za to przyszły na świat liczne cielęta. Wszystkie budynki we dworze zostały odbudowane dokładnie w tym samym miejscu, co poprzednie, łącznie ze starą izbą, którą teraz trzeba będzie chyba nazwać inaczej, ze spichlerzem i innymi budynkami. Nowa sauna i kuźnia stały w bezpiecznej odległości od budynków mieszkalnych. Nawet ogrodzenie wokół dworu zostało wymienione na nowe i lśniło nowością.

Jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy weszła do starej izby, która teraz była znacznie większa. Na ścianach wisiały piękne kilimy. Przy długim stole z grubym blatem stała ława i rzeźbione krzesła z pieńków. Palenisko pośrodku zastąpione zostało umieszczonym przy wejściu piecem.

Usłyszawszy za plecami głos Folkego, odwróciła się zdumiona i rzekła:

- Nie pojmuję, jak Simon to wszystko zdobył. Folke uśmiechnął się tajemniczo.

- To twoja zasługa? - spytała Ingebjorg, wpatrując się w męża.

- Masz na myśli odbudowanie budynków i wykonanie mebli? - odezwał się figlarnie.

- Czy to ty wyłożyłeś pieniądze na to wszystko?

- Najdroższa Ingebjorg, wiesz, że posiadam więcej niż mi potrzeba. A skoro Saemundgard trzeba było odbudować od nowa, nie widziałem powodu, by oszczędzać. Teraz we dworach w budynkach mieszkalnych coraz powszechniej umieszcza się okna, tak jak w kościołach czy w zamkach, i po co zostawiać otwarte palenisko, skoro można je zabudować.

Przy stole zapanowało radosne ożywienie, kiedy wszyscy zasiedli do kolacji. Dzieci szybko pokonały onieśmielenie i zapanował wesoły nastrój. Olav i Torolv, między którymi był tylko rok różnicy, odnaleźli wspólny język. Okazało się, że łączą ich podobne zainteresowania. Żaden z nich nie zapowiadał się na woja, ale obaj z zapałem polowali. Ingebjorg, przyglądając się Torolvo-wi, z ulgą pomyślała, że udało im się wyrwać chłopca ze szponów tyrana we dworze Aker. Chłopiec przynajmniej będzie mógł robić to, co lubi i do czego ma dryg.

Helene i Elin także się polubiły. Gdy tylko znaleźli się na dziedzińcu dworu, Helene zaciągnęła Elin do owczarni, by pokazać jej jagniątko, które dopiero co przyszło na świat i potrzebowało szczególnej opieki.

Zaraz po wieczerzy Ingebjorg położyła Munana i Barda spać, bo obaj słaniali się ze zmęczenia po długiej podróży. A gdy Elin, Helene, Torolv i Olav dokazywali na powietrzu, dorośli siedli na ławce przy ścianie nowej izby i wygrzewając się w promieniach wieczornego słońca, opowiadali sobie o wszystkim, co się wydarzyło przez ten czas, gdy się nie widzieli. Simonowi i Ingerid żyło się w miarę dobrze w górach, choć podczas surowych zim, gdy Simonowi nie dopisało

szczęście na polowaniu, z jedzeniem bywało krucho. Bóg raczej nie zamierzał obdarzyć Ingerid liczniejszym potomstwem, małżonkowie cieszyli się więc Helene i Olavem. Oboje chwalili bardzo Olava, że jest grzeczny, posłuszny i chętnie opiekuje się młodszą siostrą. Nie wspominał ani słowem swego dzieciństwa w Nidaros. Wydaje się, że zapomniał o tych ciężkich przeżyciach.

- Tak jest lepiej - uznała Ingerid. - Nie wracamy w rozmowach do tego. Traktujemy go tak, jakby był z nami od zawsze.

Ingebjorg pokiwała głową.

- To mądrze z waszej strony. Będę się pilnować, by nie mówić o jego okrutnym ojcu i wuju z Torkjellsgärd.

- A co nowego w dolinie? - zwrócił się do Simona z pytaniem Folke.

-Jacyś obcy kupili zagrodę Kolberud i wprowadzili się tam na wiosnę. Przez całą wiosnę i lato naprawiali budynki. Jak wiecie, bracia Magnussonowie nie dbali o nie, dlatego z czasem bardzo podupadły.

Do rozmowy wtrąciła się Ingerid, dodając:

- Solveig wyszła ponownie za mąż i tym razem wszystko wskazuje na to, że lepiej trafiła. Niestety, Trond Torlaksson, jej ojciec, zapadł na suchoty. Obawiamy się, że zbliża się jego koniec.

Ingebjorg przysłuchiwała się z zaciekawieniem.

- Jak dobrze słyszeć, że Solveig jest szczęśliwa. Zasługuje na to. A widzieliście się może z Gunnlaug An-dersdatter i Guttormem Egilssonem z Brattäsen?

Ingerid i Simon wymienili spojrzenia, a Simon odpowiedział:

- Zmarli na dżumę. Brattäsen stoi puste.

Ingebjorg pokręciła powoli głową, mówiąc:

- Pamiętam, że Guttorm udzielił schronienia jakimś kupcom, którzy wcześniej wędrowali razem z tym biedakiem, który zmarł na dżumę.

Simon westchnął.

- Okazuje się, źe człowiek gościnny dużo ryzykuje, kiedy w kraju szaleje zaraza.

- Jak to dobrze, że zagrożenie minęło. Mamy szczęście, że wszyscy przeżyliśmy i mamy siebie.

Ingerid spuściła wzrok i odparła:

- Wszyscy powinni tak myśleć, tymczasem wielu zachowuje się dokładnie na odwrót. Sira Kjetil powiada, że nigdy nie było tyle pijaństwa, cudzołóstwa i bezbożności co teraz. Zupełnie jakby ludzie postanowili się bawić i hulać, sądząc, że nie dożyją następnego dnia.

Folke podniósł się z miejsca i rzekł:

- Słońce zachodzi, pora udać się na spoczynek.

- I to dotyczy zarówno dorosłych, jak i dzieci - dodała Ingebjorg z uśmiechem. - Jak cudownie jest wrócić do domu.

Kiedy Folke zapadł w sen, Ingebjorg wsłuchując się w jego spokojny oddech i szum wiatru w koronach drzew kołyszących się przy poddaszu, znów pomyślała o Alvie. Złożyła dłonie i pomodliła się do Najświętszej Panny, by się okazało, że Folke ma rację, a pokojowa Kirsten pomyliła się w swych podejrzeniach.

Zamknęła oczy, przypominając sobie, o czym opowiadali Simon i Ingerid. Jeszcze raz przeżyła w myślach odbytą podróż. Chwilę potem lęk o syna powrócił, lecz zmusiła się, by jej całkowicie nie ogarnął. Skoro Folke zapewniał, że nie ma powodu do niepokoju, powinna mu zaufać.

Rozdział 3

Nastała łagodna jesień. Deszcze ani przymrozki nie zaszkodziły plonom. Zarówno spichlerze, jak i stodoły były pełne, i nikt nie obawiał się zimy, co zazwyczaj było powszechne wśród mieszkańców wsi.

Dzieci szybko przywykły do nowego miejsca i dobrze się czuły we dworze. Torolv stał się na powrót otwartym chłopcem. Z jego oczu zniknął strach, a z twarzy powaga. Wraz z Olavem towarzyszyli dorosłym mężczyznom w polowaniach i pomagali przy ścinaniu wikliny, zaś Helene i Elin oswajały się z wrzecionem. Tylko Bard i Munan nie mieli jeszcze żadnych obowiązków i mogli całe dnie poświęcać na zabawę.

Ingebjorg serce pękało z tęsknoty za Alvern, ale starała się nie dawać tego po sobie poznać. Gdy Folke się jej przyglądał, marszcząc brwi, udawała, że tego nie dostrzega. Nie rozmawiała z nim na temat syna. Rozumiała, że Alv, jako dziedzic dóbr pana Gustava, musi się wiele nauczyć, by zostać rycerzem. Folke postąpił tak, jak należało, a jej poglądy na ten temat się nie liczą. To, że tęskni za synem, nie ma żadnego znaczenia. Po prostu musi się z tym pogodzić.

Wraz z upływem dni i tygodni ból w sercu nieco złagodniał. Gdyby tylko otrzymała od Alva jakiś znak życia i upewniła się, że syn ma się dobrze, uspokoiłaby się i cieszyła tym, że Alva czeka świetlana przyszłość. Pewnego dnia, gdy syn zostanie pasowany na rycerza i obejmie posiadłości w Hallandii, na pewno będzie dumna. Zaprzepaszczenie takiej szansy, jaka mu się trafiła, byłoby nierozsądne.

Napisała do niego dwukrotnie. Nowy ksiądz, który udawał się do kościoła Świętego Hallvarda na spotkanie z biskupem, zabrał ze sobą listy. Nie otrzymała jednak żadnej odpowiedzi. Folke, gdy mu się poskarżyła, uspokajał ją, mówiąc:

- Wątpię, czy Svale Krakesson pozwala mu pisać do matki. Jeśli ma wyrosnąć na silnego i samodzielnego młodzieńca, nie może za dużo rozmyślać o życiu, jakie wiódł do tej pory. Musi się skupić całkowicie na nowych zadaniach.

- To znaczy, że ma zapomnieć o swojej matce? -zapytała Ingebjorg ze smutkiem.

Folke pogłaskał ją po policzku, starając się jakoś pocieszyć.